Logo Loading

Czytelnia

„Troska drugim imieniem miłości” — taki tytuł nosi ostatni list paster­ski biskupa Jana Chrapka, datowany na 15 września, czyli niewiele ponad miesiąc przed śmiercią ordynariusza radomskiego. Od początku lat 90. narastało we mnie przekonanie, iż drugim imieniem solidarności jest tros­ka, stąd niniejszy list — wyjaśniał w zakończeniu swego wystąpienia.

List ten w charakterystyczny dla tragicznie zmarłego biskupa sposób łączy odwołania biblijne i odniesienia do nauczania społecznego Kościoła z bardzo konkretnymi diagnozami stanu polskiego społeczeństwa i równie konkretnymi propozycjami działania. Uderzające jest także przenikanie się płaszczyzny duchowej i odniesień społecznych, tak że słowa biskupa równie dalekie są od abstrakcyjnych, choć pięknych wezwań do duchowego dosko­nalenia, co od przyziemnego aktywizmu. Taka właśnie powinna być, zda­niem biskupa Jana, troska o bliźniego: Me może więc to być troska wyłącznie o jego potrzeby biologiczne czy ekonomiczne, o dach nad głową i poży­wienie, ale z drugiej strony nie może sprowadzać się do oferowania wyłącz­nie pomocy religijno-duchowej, bez zaspokojenia podstawowych material­nych potrzeb człowieka. Autor listu podkreśla też konieczność dopełniania się wiary i troski, gdyż tylko wtedy nie stanie się ona troską nadmierną, przed którą przestrzegał Chrystus: Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać […]. Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o jego sprawiedliwość, a to wszyst­ko będzie wam dodane [Mt 6,25b.33].

List o trosce — „drugim imieniu miłości” — stał się niespodziewanie swego rodzaju duchowym testamentem biskupa Chrapka. z dzisiejszej per­spektywy — gdy nie ma go już wśród nas — tym wyraźniej widać, jak bar­dzo zatroskanym człowiekiem był on w czasie swego ziemskiego życia — w tym, co robił, mówił, pisał. Była to właśnie ta mądra, dobra troska, obej­mująca całą osobę ludzką — tych, którzy byli mu najbliżsi, tych, którzy spotykali go sporadycznie, a pewnie i tych — jak pisał — o istnieniu któ­rych może nawet nie wiemy, ale z którymi jesteśmy na wiele sposobów połą­czeni.

Taki właśnie obraz wyłania się z listów pasterskich biskupa radomskie­go. w ciągu nieco ponad półtora roku wydał ich cztery — przed wspomnia­nym już dotyczącym troski, były jeszcze listy na temat biedy i ubóstwa, dobra wspólnego oraz wolontariatu. Pierwszy z nich — pod nietypowym jak na takie teksty, ale wielce charakterystycznym tytułem „Tylko miłość się liczy…” — zawiera wielostronną analizę pojęcia ubóstwa w Piśmie Świę­tym i nauczaniu Kościoła. Stanowi ona punkt wyjścia do duszpasterskich wezwań — zarówno dotyczących konkretnych działań, jak i wyrobienia właściwej postawy wobec ubóstwa — własnego i wokół nas. Kolejny list — o dobru wspólnym — także zawiera część analityczną (wcale niełatwą w lekturze!) oraz konkretne odniesienia do sytuacji Polski po komunizmie i po doświadczeniu „Solidarności”. Wreszcie list o wolontariacie to wielo­stronna analiza tego zjawiska, wynikającego ze świadomości, iż człowiek jako osoba odnajduje się i realizuje poprzez bezinteresowny dar z siebie. Ks. biskup Chrapek zawarł w tym liście „dekalog wolontariusza chrześci­jańskiego”, zbiór zasad, który — jak sądzę — może służyć za wskazania życiowe dla każdego chrześcijanina. Nawiasem mówiąc, cudzysłów przy sło­wie „dekalog” jest tym bardziej uzasadniony, że zasad jest dwanaście…

Cztery listy społeczne biskupa Chrapka stanowią zarys (wcale niemały — ponad 120 stron!) niedokończonego, niestety, programu duszpasterskie­go, którego znaczenie przekracza z pewnością granice diecezji radomskiej. Jego zakorzenienie w wierze, odnie­sienie do nauczania Kościoła i zwią­zek z konkretną sytuacją społeczną, a także rzeczywiste, a nie tylko de­klaratywne traktowanie człowieka ja­ko osoby zanurzonej zarówno w wierze, jak i w doczesności — stanowią nie­zwykły wyraz troski pasterza o tych najbliższych i tych najdalszych.

We wszystkim, co biskup Jan ro­bił, dla sposobu, w jaki był z ludźmi i dla nich, punktem wyjścia była jego osobista wiara. Potrafił mówić o niej bardzo szczerze i przejmująco, a przy tym zwyczajnie. Licznych przykła­dów dostarcza wywiad-rzeka „Świat, zbawienie i… telewizja”, dostrzeżony dopiero po śmierci biskupa Jana. Prostą i zwyczajną wiarę wyniósł późniejszy generał michalitów i bis­kup z równie zwyczajnej chłopskiej rodziny spod Sandomierza. Ta zwyczajność, którą chyba trzeba by umieścić w cudzysłowie, wbrew potocznym intuicjom w niczym nie kłóciła się z grun­townym wykształceniem, nie miała nawet cienia antyintelektualizmu.

Lektura tej książki, wydanej przez katowicką Księgarnię Św. Jacka, potwierdza wrażenie, jakie można było odnieść z osobistego kontaktu z bis­kupem Janem: w nim wszystko było na swoim miejscu — prostota i wy­kształcenie, wiara i intelekt, Pan Bóg i Marshall McLuhan. w książce zamieszczono kilkadziesiąt zdjęć, zwyczajnych, amatorskich. Uderzające w nich jest to, że bp Chrapek na każdym z nich sprawia wrażenie, jakby był zawsze na właściwym miejscu — czy towarzyszą mu wielcy tego świata, czy anonimowi znajomi i przyjaciele, rodzice czy dostojnicy kościelni, Pa­pież czy borowcy.

W ciągu kilkunastu lat miałem wielokrotnie bezpośredni kontakt z księdzem, potem księdzem generałem, wreszcie biskupem Janem Chrapkiem. Piszę to z pewną obawą, by mój tekst nie stał się przykładem często spotykanego gatunku literackiego: wspomnienia o Zmarłym, który ginie przesłonięty przez żywego autora. Mam jednak przeświadczenie, że dobro, jakie stało się moim udziałem dzięki spotkaniom z biskupem Janem, niejako zobowiązuje mnie do tego, by o tym tak ważnym dla mnie spotkaniu wspomnieć.

Nie mam żadnych podstaw, aby prezentować się jako bliski znajomy księdza biskupa (znani ludzie zyskują zwykle wielu przyjaciół po śmier­ci…), jednak tak się złożyło, że nasze drogi przecinały się wielokrotnie. Spo­tykałem go jako student, przychodzący niemal z ulicy do naczelnego redak­tora „Powściągliwości i Pracy” po konkretną pomoc, redaktor tegoż pisma spotykający się z patronującym mu z oddali generałem michalitów, jako dziennikarz przeprowadzający wywiad, uczestnik rekolekcji dla dziennika­rzy, wreszcie jako uczestnik rozmaitych spotkań, w których brał udział bis­kup — ostatni raz podczas „Dnia Papieskiego”, kilka dni przed tragicznym zderzeniem. Za każdym razem miałem wrażenie spotkania ze zwyczajnym, dobrym człowiekiem, który do swego rozmówcy podchodzi z tą dobrą, mąd­rą troską, a przy tym nie zmienia się ani na jotę, awansując w kościelnej hierarchii.

Troską i dobrocią obdarzał chyba wszystkich bez wyjątku. Podczas jed­nego ze spotkań redakcji „Powściągliwości i Pracy” z przełożonym general­nym michalitów ktoś zacytował krążące wówczas o piśmie zgryźliwe po­głoski, że redagują je „Żydzi i niewierzący”. Jeden ze współpracowników miesięcznika, autor głębokich rozważań biblijnych, z właściwą sobie auto­ironią zaczął swoją wypowiedź od słów: jako Żyd i niewierzący…” Ks. Chrapek przerwał mu, mówiąc: „Pan jest bardziej wierzący od wielu wie­rzących”.

Kiedy po kilku latach spędzonych w „Powściągliwości” zdecydowałem się odejść z redakcji, spotkałem przypadkowo (choć właściwie przypadki nie istnieją) wówczas już biskupa Chrapka. Było to okres trudny dla pisma — dla tych, którzy odchodzili, i dla tych, którzy zostali. Ksiądz biskup, nie-mający już wówczas żadnych formalnych związków z miesięcznikiem, wy­pytywał mnie, czy na pewno moja decyzja jest nieodwołalna, przekonywał do pozostania. Moje postanowienie było ostateczne, jednak długa rozmowa z biskupem była dla mnie bardzo istotna. Nie chodziło oczywiście o to, żebym „dał się prosić”, namowy niedawnego generała miały zupełnie inny sens. Była w tym właśnie dobra troska o pismo, którym kiedyś kierował, o mnie, o nas wszystkich. z tych właśnie powodów nie zdziwiły mnie kilkudziesięciotysięczne tłumy na uroczystościach pogrzebowych w Radomiu i pełen kościół na Mszy za biskupa w warszawskiej parafii michalitów — pomimo powszedniego dnia i nie najlepszej informacji, wreszcie wspomnie­nia i nekrologi podpisane przez tych, którzy nie zwykli uroczyście żegnać hierarchów Kościoła. Te wszystkie oznaki żalu po śmierci biskupa Jana wydały mi się wręcz oczywistością — jak inaczej pożegnać dobrego czło­wieka?

Ten obraz nie byłby pełny, gdyby nie wspomnieć, że nawet tak dobry człowiek budził w niektórych zdecydowaną niechęć. Właściwie nie ma się czemu dziwić — taki jest świat, tacy jesteśmy wszyscy, nierzadko niestety złem odpowiadamy na dobro, a wielka dobroć wywołuje w nas nieraz agre­sję. Muszą jednak budzić smutek szczególnie objawy niechęci wobec biskupa, z jakimi spotkał się w swoim Kościele. Przykładem (nie jedynym niestety…) był stosunek do niego środowiska Radia Maryja, którego doświadczył, będąc biskupem pomocniczym w Toruniu. Ojcowie redemptoryści zareago­wali na podobną uwagę zawartą w jednym z pośmiertnych wspomnień, wyliczając skrupulatnie daty i okoliczności wystąpień toruńskiego sufragana w rozgłośni ojca Rydzyka. To oczywiście prawda, wcześniej był jednak i inny epizod — gdy bp Chrapek został zaproszony do Radia po raz pierwszy (czy też raczej, gdy nie udało się uniknąć zaproszenia go), szedł przez zupeł­nie puste korytarze, ponieważ pracownicy rozgłośni starannie unikali kon­taktu ze swoim pasterzem. Nie był „swój” …

Kiedy ktoś umiera w stosunkowo młodym wieku, usiłujemy jakoś oswoić ten niespodziewany i dramatyczny fakt: ktoś, kogo widzieliśmy tak niedawno, jest już po tamtej strome. Próbujemy to jakoś nazwać, „wyjaś­nić”, niczego w istocie nie wyjaśniając, ryzykując teologiczną nieścisłość. Gdy dowiedziałem się o śmierci biskupa Jana, na postawione mi pytanie: „Dlaczego? Taki był tutaj potrzebny.”, odpowiedziałem spontanicznie: „Wi­docznie Tam też był potrzebny”. Później od kilku osób usłyszałem zupełnie niezależnie od siebie podobny komentarz. Widocznie Tam był bardzo potrzebny…

Tomasz Wiścicki

Tomasz Wiścicki — ur. 1961, studiował prawo i historię na Uniwersytecie Warszawskim oraz katolicką naukę społeczną w Versoix koło Genewy. Dziennikarz — w latach 1986-1988 redaktor podziemnego pisma „Refleksy”, w latach 1989-1993 w „Powściągliwości i Pracy”, w latach 1993-2008 członek redakcji „Więzi”. Pracował w Muzeum Historii Polski i Katolickiej Agencji Informacyjnej. Współautor książek „Ksiądz Jerzy Popiełuszko” (z Ewą Czaczkowską) i „Biel z dodatkiem czerni” (wywiad-rzeka z o. Maciejem Ziębą). Członek Zespołu Laboratorium „Więzi”. Mieszka w Warszawie.

„Więź” 2001 nr 12